Tagi: pamietnik dda w nocy pisze się najlepiej weeekend
11 lutego 2017, 22:53
Nie, nie, nie, nie stanie sie to moją rutyną - pisanie po nocy. Dzisiaj i tak wcześniej niż wczoraj. :)
Tak to jest, kiedy mam weekend. Od kiedy mieszkam sama, daję sobie totalnie na luz. Nie wiem czy to dobrze czy nie, ale wolne chcę mieć wolne. Inna sprawa, kiedy moja mama jest, z nią zawsze coś się zorganizuje, ale w samotności czas wolny poświęcam na oglądanie, słuchanie muzyki, śpiewanie, tańczenie i ćwiczenia. Ciężko jest mi się czasami do czegoś zabrać, zawsze mam OGROMNE plany, że zrobię to i tamto, a w rzeczywistości odpuszczam sobie weekend, odkładam to na czas w ciągu tygodnia. Wtedy jest mi łatwiej o ten czas na te plany!
Kiedy będąc jeszcze małolatą, weekend w domu oznaczał gonitwę. O czywisćie moja mama starała się nie obarczać ogromną ilością zadań do zrobienia, a wynikało to z tego, iż wyjeżdżała i nie było jej kilka tygodni, to wszystkie obowiązki spadały na nas. Można powiedzieć, że próbowałanam jakoś to wszystko wynagrodzić. Nie mam jej tego zupełnie za złe, czasami byłam zła, bo ja chciałam jej pomóc, a ona, że nie, ona sobie poradzi, itp. A ja wolałam jej pomóc, żeby później ten czas mogła spędzić z nami, no ale rodzice to rodzice. I w rzeczywistości tak mało spędzała ten czas z nami, dopiero pod koniec liceum, na studiach, jak już rzadziej w domu bywałam. Myślę, że również miała (i dalej ma) ten sam problem, co ja - trzeba robić, trzeba coś robić!
Wracając do weekendów... Obecnie daję sobie luz, bo kiedyś nie miałam takiej możliwości. W sobotę zamiast dłużej pospać, wstawałam rano i zaczynałam coś robić. Mam bardzo "lekki" sen, a dźwięki się rozchodzą, więc automatycznie słyszałam życie na dole. A przecież nie mogę leżeć trzeba coś robić, prawda??? Pamiętam kiedyś taką sytuację: oglądałam jakiś serial w telewizji i przyszedł ojciec i mówi, żebym się wzięła do roboty, żebym coś tam zrobiła, czy jeść już przygotowałam, żebym kawę zrobiła dla niego, itp. Oczywiście trzeba się ruszyć, bo to mój ojciec, a ojciec wie najlepiej! I od tamtej pory, kiedy słyszałam, że nadchodzi, szybko wstawałam od telewizora i myk, coś zaczynałam robić. Głupie, nie? Ale jako dziecko nauczyłam się kilku zachowań pomagających przetrwać i "zatrzymałam" je po dzień dzisiejszy. I niestety korzytam z nich, rzadziej, ale korzystam. Dlatego też nie mogłam i nie chciałam mieszkać u cioci, bo mnie to bardzo stresowało. Żeby nikt mi przypadkiem nie wypomniał, że nic nie robię. I niestety mam tak w pracy. Staram się to zwalczać, ale jest ciężko.
Obecnie czuję się w dużej mierze uwolniona! Mieszkam "tu" sama i daję na luz. Ale to mnie nie zmieni, bo aby była zmiana, to nie chodzi o to, by pochować w głąb daną cechę, a ją zmienić, wykorzystać tak, aby dawała mi pozytywne aspekty, pomagała osiągać cele i ogólnie wykorzystać ją na moja korzyść.
Pędzę czytać książkę i kłądę się spać.
Pochwalę się, że zaczynam wyłączać internet w telefonach na noc i czy jest późno, czy nie, czytam kilka stron ksiązki. O dziwo pomaga, śpię trochę lepiej. Zobaczę, czy może to nie działa trochę jak efekt placebo, ale jestem zwolenniczką zasady, że trzeba próbować i dopiero później ocenić, jak jest nam to potrzebne i jak to na nas zadziała.
Do usłyszenia!
P.S. Zbiorę się w sobie na nagranie jakiegoś wideo na kanał YT. Jestem ciekawa, czy dam radę...